Wstałam wcześnie rano i cichutko wymknęłam się z domu. Spotkałam świt. Nie wiem, jak nazwać uczucie, którym się otulam niby najdelikatniejszym kocykiem. Cichutko, mięciutko, wszystko na swoim miejscu. Ptaki w koronach drzew, sarny w legowiskach, las na wzgórzu, trawy wokół, słońce opromienia, powietrze wisi, jakby czekało na głośniejszy dzwonek potrzebny do rozruchu. Dzisiaj ja niestety będę tym dzwonkiem, wkraczam w harmonię natury i ptaki przelatują, sarny zmykają, trawy się uginają, tylko las nadal na wzgórzu i słońce opromienia. Delikatny blask sprawia, że po raz kolejny zachwycam się kroplami na liściach przywrotnika. To nie krople rosy, jak można pomyśleć w pierwszej…