Mamy piec kaflowy – moje marzenie z dzieciństwa i wspomnienia gołąbek smażonych na piecu, „prązioków” i placków ziemniaczanych. Grzybki już usmażyliśmy, co prawda tylko pieczarki kupione w lokalnym markecie, ale smak miały podobny. Następne będą placki na kefirze, może komuś te placki kojarzą z dzieciństwem? Na święta planujemy też pizzę i chleb pieczony w „chlebowym”. Święta czekają nas mało standardowe, ale raczej nie zdążymy z kuchnią, więc to powinno wystarczyć. Piec daje dużo dobrego ciepła, już się cieszę na myśl o chłodnych wieczorach.
Częściowo jesteśmy w nowym domu, by dopilnować prac, podejmować decyzje, odbierać towar, wymieniać towar, który błędnie dostarczono itd. Wiecie, jak to jest z remontami. Najbardziej nie lubię podejmować decyzji odnośnie wyglądu czegoś tam – pieca, schodów, przestrzeni na górze, zamykania góry itp. Na szczęście mam córkę, która pomaga nam to wszystko ogarnąć i męża, który widzi konstrukcyjnie dużo lepiej niż ja. To znaczy może nie lepiej, bo ja nie widzę w ogóle. Widzi to mój mąż, córka i niezastąpiony pan Sławek i Antoni, nasi sąsiedzi i zarazem wykonawcy, a także dostarczyciele informacji na tematy innych specjalistów i lokalnych zwyczajów.
Na przykład, częściowo wykorzystujemy meble tutaj zastane i potrzeba nam kogoś, kto wymieni tapicerkę w narożniku, krzesłach. Naszukałam się na internecie tapicera najbliżej nas – znalazłam 30 km od mojego miejsca zamieszkania specjalistę, który wykona zlecona pracę za 800 zł. Pan Antoni, gdy o tym usłyszał, powiedział, że bardzo blisko jest ktoś, kto nam to zrobi za 200 zł. No i jak tu nie lubić sąsiadów, którzy oprócz cennej wiedzy wnoszą też w nasze życie miłe towarzystwo. Zawsze po skończonej pracy usiądziemy razem i posłuchamy ich opowieści o tym, co słychać, jak rozwiązać dany problem, jak zachować się, gdy przychodzi ktoś do nas, żeby „pożyczyć pieniądze”, trochę się pośmiejemy, trochę posmucimy z powodu zaszłych wypadków i nieszczęść. To się nazywa współistnienie, tutaj ludzie inaczej żyją, bliżej siebie i bardzo nam się to podoba. Rozpoznają nas panie w sklepie, pytają jak się mieszka w nowym miejscu, czy mocno wieje „tam u was, na górze”. To miłe.
Na razie widzę, że najbardziej społeczność wiejską od miejskiej różni to, że nie żyje się tutaj anonimowo. Widać to i w przypadkach, które nam – „miastowym”, nie podobałoby się, czyli ludzie wiedzą o sobie nawzajem i komentują. Ale w przypadku przydarzających się nieszczęść pomagają sobie nawzajem: poprzez kościół i wspólne prace, np przy wykańczeniu domu. Dla mnie to jest niesamowite i już wystarcza, by lubić mieszkających tutaj.
Poniżej zamieszczam kilka zdjęć, które wiele mówią o zakresie prac. Panowie przewidują koniec prac przed świętami.
Ananda
Jak ja dobrze trafiłam 😉 Akurat mowa była o piecu i plackach na kefirze 😉
Małgorzata Kaczmarczyk
No tak, obydwie znamy te placki. 🙂 Tylko każde z innej mąki. 🙂
Krystyna
Witaj Małgosiu! Ogromnie się cieszę, że trafiłam na Twoją Wyspę! Dziękuję za piękne teksty, które od niedawna otrzymuję także w subskrypcji. Jestem początkującą miłośniczką ziół i oczywiście chcę od razu wiedzieć o nich wszystko i … najwięcej! No i już przeraża mnie ten ogrom wiedzy, jaką mam do zdobycia, aby choć w niewielkiej części Wam, prawdziwym zielarzom, znawcom, dorównać. Na razie u mnie pierwsze koty za płoty, czyli nalewki, bo wydają się najprostsze. A więc stoją już u mnie od kilku dni buteleczki z nalewkami z: wrotycza, tarczycy bajkalskiej, czarnuszki, aloesu, krwawnika, robione na wódce i na wódce ze spirytusem. Teraz szukam u siebie dolegliwości:) aby je sensownie spożytkować:) Na razie obiektem działań jest mój pies, który jest zdiagnozowanym alergikiem. Ciągle się drapie, wygryza (dość długo był na encortonie, ale boję się tej terapii – stąd zioła). Od kilku dni spryskuję mu miejsca które drapie roztworami z czarnuszki, z żyworódki – jest jakby lepiej… Ale nie mam pewności czy alkohol w jego wypadku to jest to…Może masz jakiś inny pomysł- będę wdzięczna ogromnie…
Zainspirowana przez Ciebie maceratami olejowymi widzę dla siebie nowe pole do działania:) Mam aloes – jak go znajdujesz na początek? I na co by go potem stosować…
Dziękuję Ci za Ziołową Wyspę! Za sposób, w jaki podchodzisz do ziół i o nich piszesz. Aż się chce od razu wyruszać na łąki, do lasu!
Dołączam się do zazdrośnic, jeśli idzie o piec! No i dom, bo widoki przebajeczne! Ściskam serdecznie Ciebie i Twoją rodzinę.
Małgorzata Kaczmarczyk
Krysiu, dziękuję ci za piękny komentarz. Po każdym tego typu wpisie cieszę się ogromnie, że ktoś czyta moje teksty, to naprawdę wielka radość dla mnie. A teraz odpowiadam. Po pierwsze nie przerażaj się wiedzą, pomalutku ją zdobywaj, nie taki wilk straszny. Na początku też się tak czułam i na pocieszenie powiem, że nie jestem zielarzem, tylko pasjonatką ziół. dużo o nich czytam i w ten sposób ciągle poszerzam wiedzę. :)Rany pieska na pewno zaleczy żyworódka, czy aloes, też ziele przywrotnika ma takie cechy leczące, korzeń żywokostu. Może spróbuj w przypadku pieska wodnych wywarów, możesz zakonserwować wódką (1 część wódki na 10 części wywaru) i wstawić do lodówki, powinno wytrzymać tydzień. Nie wiem, jak jest z alergią u psa, przeciwalergicznie działa też rumianek. Znajdź zielarza w swojej okolicy i spróbuj znaleźć przyczynę alergii, bo to jest istotne. 🙂 Aloes ma właściwości leczące naskórek – i wewnętrznie i zewnętrznie, jest doskonały na owrzodzenia żołądka, problemy skórne, oparzenia, ma silne właściwości nawilżające. Oljek aloesowy możesz zastosować np jako maseczkę na włosy – na noc, rano myjesz włosy. 🙂 Jeszcze raz ci dziękuję i życzę miłego weekendu. 🙂
Szkatułka Cook
Ogromny szacunek, Pani z mgieł 🙂 A jakie potrawy z takiego pieca …. mmmm.
Pozdrawiam, Szkat
Małgorzata Kaczmarczyk
Dziękuję Joasiu. 🙂
Kasia - Cook it Lean
Piękne. Moja zazdrość rośnie 🙂
Małgorzata Kaczmarczyk
Oby była inspirująca!