Zapraszam was do przeczytania kolejnej historii. Vi opowie nam, jak przeszła walkę o siebie. Jest to niezwykła opowieść, więc rozsiądźcie się wygodnie z filiżanką czegoś pysznego do picia.Vi jest właścicielką bloga o diecie Raw, wszystkie piękne zdjęcia w tym artykule są jej autorstwa. Zapraszam was do świata diety raw, przepisy mogą zastosować wszyscy, niezależnie od sposobu odżywiania.
Opowieść Vi
Od dzieciństwa miałam problemy z zaklimatyzowaniem się wśród rówieśników. Pomimo wysokiego wzrostu, byłam bardziej pulchna od innych dzieci. Tak naprawdę, nigdy nie odkryłam, co bardziej przeważyło szalę – wzrost, czy waga. Nie byłam lubiana. W podstawówce znalazłam na to sposób! Przekupywałam koleżanki naklejkami. Metoda ta była zakłamana, bo dziewczyny udawały przyjaźń, aby je otrzymać. Wciąż doszukiwały się we mnie jakichś skaz. W gimanzjum musiałam nawet zmienić placówkę. Byłam wtedy nieśmiała, zastraszona i powoli przywykłam do swej inności i braku akceptacji. W liceum agresja nasiliła się. Zapytasz, dlaczego? Młodzież zawsze poszukuje najsłabszego ogniwa. Kozła ofiarnego, z którego będzie mogła kpić w żywe oczy i obgadywać za plecami.
Przez cały ten czas zajadałam depresję i stres. W domu też nie miałam sympatycznej sytuacji. Tato nie chciał, by najmłodsza córka wyglądała, jak beczka. Cały czas mnie wyśmiewał. Miałam już tego serdecznie dość. Postanowiłam zmienić swoje życie, zaczynając od wyglądu. Mój kolega zdradził mi sekret, jak szybko schudnąć, choć zaznaczył, że jest to bardzo niebezpieczne. Nie miałam innego wyjścia. Nie myślałam wtedy o konsekwencjach. Musiałam się zmienić. Rozpoczęłam przygodę z pro aną. Udało mi się dostać do „elitarnego” forum motylków. Byłam taka z siebie dumna! W końcu znalazłam pokrewne mi dusze! Miałyśmy wspólny cel. Na początku odchudzałam się z głową. Testowałam różne diety, później zaczęłam liczyć kalorie.
Schudłam w sumie… 40 kg. Na raty. Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem! Koledzy stali się milsi, koleżanki były zaciekawione moim kluczem do sukcesu… Pochlebstwa i miła atmosfera spowodowały, że wzrosła moja pewność siebie! Pogorszyło mi się krążenie, miałam zawroty głowy, uczucie suchości w ustach. Na brzuchu urósł mi meszek, który do dziś szpeci. Miałam silną depresję. Miałam dość. Nie mogłam jednak przestać, bo waga od razu uniosłaby się wzwyż. A głos w głowie krzyczał: „Ty świnio! Ty grubasko! Chcesz stracić wszystko, co osiągnęłaś? Nie wolno ci jeść!” Nie wiedziałam, jak go zagłuszyć.
Po szkole rozniosły się plotki, że jestem anorektyczką. Śmiałam się im w twarz i przewracałam oczami. Anorektyczki są przecież szczupłe, a mi jeszcze dużo brakuje do idealnej wagi. Chciałam mieć niedowagę. Umrzeć w rozmiarze 00. Waga się zatrzymała. Ograniczyłam się do 200 kalorii. Robiłam 2 tysiące brzuszków dziennie. W końcu musiałam głodować, ale to przyniosło odwrotny efekt. Miałam napady obżarstwa. Często się przeczyszczałam, a potem trochę wymiotowałam. Psychika mi wysiadała. Zaczęłam szukać pomocy, ale nadaremnie. Nikt mnie nie rozumiał. Okaleczałam się paznokciami. Krzyczałam. Dostawałam ataku szału. Płakałam. Czułam się niewolnicą własnego umysłu. W szkole oddawałam cały swój prowiant znajomym, a sama popijałam energetyki i kawę z cukrem. Rozważałam samobójstwo. Życie wydawało mi się takie puste i pozbawione sensu. Po 3 latach byłam zmęczona.
Przez przypadek znalazłam w internecie informację o dziewczynie, która wyleczyła się z zaburzeń odżywiania dzięki zmianie sposobu jedzenia. Bardzo mnie to zaintrygowało. Jadła, co chciała i nie tyła, a to dla każdej anorektyczki najistotniejsza sprawa. Rozkoszowałyśmy się każdym kęsem, starając zapamiętać aromat i smak na długo… Pomyślałam, że będę skłonna ją przetestować. Jednak wygłodzony organizm zareagował inaczej, niż się spodziewałam. Przytyłam 10 kilogramów. Głos w mojej głowie wyzywał mnie od najgorszych, dlatego zmieniłam taktykę. Zaczęłam z nim dyskutować. Rozmawiać. Zwierzyłam się mamie, ale uznała, że mam schizofrenię. Nawet zapisała mnie do psychologa. Ona chciała utwierdzić mnie, że nie jestem chora na anoreksję, ale chętnie przepisze mi leki. Było mi wstyd, że przyszłam do niej w takim stanie. Za gruba, by zasłużyć na właściwe miano. Tamten czas przypominał kołowrotek, to była śmierć na raty. Na szczęście powróciłam do walki z głosem. Wzięłam sprawy w swoje ręce.
W trakcie matury przydarzył mi się wypadek. Operacja kolana, nie mogłam chodzić. Ból był nie do zniesienia, a depresja się nasilała. Zaczęłam zajadać to słodkościami. Przytyłam dodatkowe 10 kg, a potem jeszcze więcej. Efekt jo jo, to się chyba nazywa? Byłam zrozpaczona. Nie chciałam od nowa się głodzić. Nie chciałam spędzić życia w tym stylu. Wróciłam do zgłębiania informacji na temat diety raw food. Panaceum na wszystkie choroby. Zrobiłam rok przerwy, nie poszłam od razu na studia. Musiałam ustabilizować psychikę. Zagłuszałam głos, prawiąc sobie komplementy. Jadłam dużo surowego jedzenia. Dużo owoców. Teraz wiem, że owoce też nie są takie zdrowe, ale wtedy to było moje jedyne koło ratunkowe. Anorektyczka z nadwagą, wcinająca 20 bananów dziennie. A jednak w naturze jest moc. Żywność przetworzona zawiera tak wiele konserwantów i chemicznych dodatków… Zaburzają pracę organizmu, w tym mózgu. Tak tworzą się choroby cywilizacyjne i psychiczne. Surowe pożywienie jest żywe, bogate w minerały, witaminy i enzymy. Na owocowej diecie schudłam 16 kg! Nie słyszę już głosu. Mój obraz ciała jest normalny. Odzyskałam kontrolę i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Od tamtego czasu minęło 3,5 roku. Aktualnie żywię się wciąż na surowo, ale na pierwszym miejscu stawiam zieleninę i nie unikam tłuszczy. Prowadzę bloga z przepisami kulinarnymi. Pogłębiam swoją wiedzę. Chcę zostać szefową kuchni.
Vi Oszczanowska -blog z przepisami wegańskimi, kliknij tutaj
chagatka
Vi, te wszystkie zmagania z diamentu jakim byłaś wyszlifowały Cię na brylant! Trudne doświadczenia rozwijają nas ale czasami wydaje się, że są za trudne. Ty pokonałaś to wszystko dając innym świadectwo siły i wytrwałości. Podziwiam, gratuluję i pozdrawiam! A Tobie Małgosiu dziękuję za udostępnienie tej historii. Dobrego tygodnia życzę!
Małgorzata Kaczmarczyk
Agata, bardzo dziękuję za twoje ciepłe słowa do tej historii, która jest niezwykłym świadcetwem siły drzemiącej w Vi 🙂
Joanna Balaklejewska Wilson
Piekna opowiesc. Vi odrodzilas sie jak Feniks z popiolow. Ludzie nie rozumieli Ciebie, gdyz od poczatku nie pasowalas do ich schematu i dobrze. Bycie innym, nie oznacza gorszym.
Jestes piekna, delikatna, wrazliwa i utalentowana osoba.
Surowa dieta jest rewelacyjna, ciesze sie, ze pomogla Ci wygrac z „demonami” z przeszlosci.
Jednak to Ty jestes bohaterka. Wspaniale, ze podzielilas sie z innymi Twoimi doswiadczeniami, byc moze pomoga niejednej zagubionej duszyczce.
Wielu sukcesow przyjaciolko.
Małgorzata Kaczmarczyk
Dziękuję Joasiu za twój komentarz do historii Vi. To prawda, że Vi dała sobie radę z czymś, co wielu łamie życie, tym bardziej jestem jej wdzięczna za tak osobiste przesłanie.
VI&RAW
Dziękuję Jo <3
Elena
Ja także miałam kilkumiesięczną przygodę z surową dietą, którą baaardzo dobrze wspominam. Nie wyobrażam sobie jednak być na tej diecie w okresie zimowym. A szkoda, bo samopoczucie na tej diecie jest rewelacyjne, nie wspominając o wielkich bonusach dla zdrowia. Zazdroszczę Vi tego sposobu życia i szczerze podziwiam.
Kocham takie historie i jestem wdzięczna ludziom, którzy chcą się nimi dzielić. Nic tak bardzo nie mobilizuje do zmian jak przykład drugiego człowieka. Dziękuję!
Małgorzata Kaczmarczyk
Ja też ci dziękuję Eleno. Sama również mam ochotę spróbować takiego sposobu odżywiania, ale też w okresie wiosenno-letnim. W zimie – za zimno.;) Vi rzeczywiście dała nam niezwykle motywujący przykład do pracy nad sobą. Sama ogromnie ją podziwiam. 🙂
Jagoda
Najtrudniej wygrać z samą sobą… nieobce mi są takie zmagania.
Ona to zrobiła, przeszła piekło, rządy chorego umysłu nad ciałem, znalazła drogę dialogu z samą sobą. Moc. Gratuluję.
Moc dokonania tego należy do nas samych. Moje doświadczenia mówią, że „medycyna” nie bardzo sobie radzi z wrażliwą psychiką ludzką. Leki, chemia to nie jest rozwiązanie i nigdy nie będzie. Czasowo mogą wspomóc, ale nie mam w to wiary. Tzw. „niekonwencjonalne” metody potrafią dać najwięcej…
Małgorzata Kaczmarczyk
Dziękuję ci Jagoda. Cieszę się, że opowieść ci się spodobała i masz rację z tym, że niestety bardzo trudne jest, by konwencjonalna droga do zdrowia w takich przypadkach dała radę. Vi znalazła siłę w sobie i zawsze jest to najlepsza droga, ale niestety nie każdy ma taką moc. Dlatego też mam nadzieję, że opowieść Vi popłynie, by dać tę moc innym. 🙂