Z cyklu historii z życia wziętych, inspirujących czy też wzruszających – dzisiaj zapraszam was do opowieści Mai. Historia jest zabawna, ale ma swój przekaz. Poczytajcie, zostawcie komentarz, bawmy się w swoje opowieści, poznawajmy się. 🙂
Opowieść Mai
Był taki czas w moim życiu, kilkanaście lat temu, gdy wszystko wydawało się letnie, średnie, wyrównane…praca miła, wygodna, więc nie rozglądałam się za inną, choć przestała przynosić satysfakcję, związek ustabilizowany, bez niespodzianek, dziecko rosło i nie przysparzało kłopotów nawet chadzając własnymi drogami…
Chodziła za mną bliżej nieokreślona tęsknota za jakimś wyzwaniem. W tym czasie dostarczono do biblioteki pierwszy komputer, a moim nowym zadaniem było zgłębienie jego tajników, na podstawowym chociażby poziomie. Trzeba było nauczyć się pisać w Wordzie….oczywiście dla wprawy mogłam pisać cokolwiek, przepisywać fragment jakiejś książki,gazety, których w bibliotece nie brakuje…
ale mnie przyszedł do głowy pomysł listu do Boga….tak, w to mogłam się zaangażować z całym przekonaniem, może przy tej okazji ożywię trochę moje szare życie. Napisałam podanie:
Jego Najwyższa Wysokość
Pan Bóg
Departament d/s Losów Indywidualnych
odział Europa – Polska
Uprzejmie proszę o dostarczenie mi, odpowiedniej dla mojej konstrukcji psychicznej i fizycznej, dawki wrażeń i dalej w tym stylu….
Zwróćcie uwagę na zabezpieczenie, żeby nie zwalić sobie na głowę czegoś ciężkiego – wspomniałam o mojej delikatnej psyche. Podpisałam :
z wyrazami Najwyższego Szacunku – Maja
Odpowiedź nadeszła szybko, choć na początku jej nie zrozumiałam. Wyłączyłam komputer i poszłam do łazienki w końcu korytarza, żeby umyć kubek po kawie. Zbliżała się 15.00 – w tamtych wspaniałych czasach święta godzina urzędników – koniec pracy !
I właśnie wtedy drzwi prymitywnej toalety zamykanej na haczyk z drutu i gwoździa zatrzasnęły się! Byłam uwięziona! Nie mogłam wyjść, groziło mi nawet spędzenie tu nocy, gdyby nieuważny portier nie skojarzył braku klucza od biblioteki. Pozostała jedna droga wybawienia – wspięcie się po klamce, na drzwi, jakieś trzy metry pod sufitem był prześwit, którym mogłam przedostać się na zewnątrz. Atak śmiechu chwycił mnie, gdy zwisałam każdą połową ciała po jednej, wewnętrznej i zewnętrznej stronie drzwi. To była Boska odpowiedź na moje narzekanie na brak wrażeń! Najgorsze, że niespodziewanie do łazienki weszła jakaś zapóźniona studentka – świadek dziwnych poczynań, balansowania na drzwiach z uśmiechem na ustach. Chwilę po moim wylądowaniu jej udało się otworzyć te drzwi lekko, jednym ruchem ręki. Spojrzała na mnie z dziwnym błyskiem w oczach, a ja rozpoznałam w nim uśmiech Boga…w końcu wszyscy Nim jesteśmy…
Maja
Uważajmy na nasze życzenia – mogą się spełnić. 😉 Mieliście też marzenie, które spełniło się niekoniecznie tak, jak chcieliście?
Maja
Zgadzam się z Iwoną, żeby doprecyzować to, o co się prosi. Tamto doświadczenie nauczyło mnie tego. Ale czy nie warto było troszkę pocierpieć, żeby przekonać się, że tam, na górze też mają poczucie humoru ?
Za to moje kolejne marzenie, o drzewie za oknem spełniło się lepiej niż się spodziewałam. Mieszkałam wtedy na nowym osiedlu typu „betonowa pustynia”. Marzyła mi się przeprowadzka a przechodząc często alejkami największego parku w moim mieście, myślałam jak cudownie mieszka się ludziom w domach z widokiem na te stare drzewa.Gdy w końcu dojrzałam do przeprowadzki, pierwsza oferta to było mieszkanie właśnie tam i teraz za moimi oknami jest widok na 73 (!) drzewa. Policzyłam je kiedyś wszystkie, gdy opadły liście 🙂
Małgorzata Kaczmarczyk
To piękne spełnienie marzenia Maju. 🙂 Ja marzyłam, żeby być pisarką i proszę – piszę bloga. Wystarcza mi, nawet jest mi radośnie z tego powodu. 🙂 Zawsze też chciałam znać nazwy roślin i je poznaję – znam już prawie wszystkie naokoło mnie. Nawet jak marzyłam o jakiejś książce do poczytania, to dostałam ją pocztą od ciebie. 😉 tak to jest z naszymi marzeniami, trzeba je tylko wypuścić w świat.
iwonia
Marzenia się spełniają – tylko trzeba mieć je przemyślane w szczegółach. Ot, takie moje moje marzenie o podróżach. Spełniło się jak nic. Trzy lata z rzędu, raz w miesiącu przemierzałam autobusem trasę 1500km i z powrotem – cóż miłość nie wybiera 😉 A to pragnienie z jakim rzuciłam się na swoje wypasione nowe wielkie łoże – „mogłabym z niego nie wychodzić”. Kilka miesięcy później spełniło się- wypadnięty dysk przykuł mnie do niego na 4 miesiące. Teraz dobieram swe marzenia spokojniej i dopieszczam w szczegółach. Nie są tak górnolotne, ale jak cieszą. To jak z prezentami- najlepsze robię sobie sama 😉
Życzę spełnienia marzeń, ale najpierw się zastanów nad nimi 😉
pozdrawiam
Małgorzata Kaczmarczyk
Jak trafnie to ujęłaś! Nie chciałam być bardzo dosadna ze swoim komentarzem do historii, tym bardziej dziękuję za twój. Mnie też udało się spełnić kilka marzeń, których nie powtórzyłabym więcej. 😉 Pozdrawiam cię mocno i życzę precyzyjności – tobie i sobie przy okazji. 🙂