Placki na blasze

Będę pisać o wspomnieniach, tych najtrudniejszych – z dzieciństwa, z czasów, kiedy posiadanie bezpieczeństwa, ciepła i miłości było na wyciągnięcie ręki. Było tak oczywiste jak to, że świeci słońce. Jako dziecko nie wiedziałam, czym są pieniądze i ich brak. I nie wynikało to z tego, że byliśmy zamożni. Wprost przeciwnie. Dziadek gasił światło wieczorem i kazał iść spać, żeby oszczędzać prąd.

Spaliśmy na siennikach wypełnionych słomą. Pamiętam cerowane prześcieradła, pamiętam je tak dobrze dlatego, że babcia wstawiała ubytki z różowego materiału. Spaliśmy w 3 osoby na jednym, wąskim łóżku. Jak to było możliwe? Prosto – jedna osoba spała w nogach, dwie na śledzia. Na śniadanie jedliśmy pyszną pajdę chleba polaną gęstą, prawdziwą śmietaną i posypaną cukrem albo u biedniejszej sąsiadki – chleb z pokrojoną cebulą. Biegaliśmy po polach z tymi pajdami chleba i często usmarkanymi nosami,  paśliśmy krowy, śpiewaliśmy piosenki, wieczorami paliliśmy ogniska. Wielką atrakcję zrobił nam dziadek, gdy pomiędzy drzewami na łańcuchach powiesił deskę i mogliśmy się huśtać do woli. Pamiętam wieczory, gdy wracaliśmy z krowami, zmarznięci albo zlani deszczem – wtedy babcia wiedziała, że przydałoby się nam dodatkowe ciepło i rozpalała pod kuchenną płytą, na której smażyła dla nas albo placki ziemniaczane, by nam rozgrzać puste brzuchy albo prozioki. Zajadaliśmy je, nie wiedząc jeszcze o tym, że posiadanie to iluzja. Tyle szczęścia potrafiło zmieścić się w jednym posiłku, przy którym usiadły dzieci z brudnymi stopami, napełnione do samych brzegów miłością, przekonane, że jutro będzie tak samo, bo dlaczego miałoby być inaczej? Dzieci – najlepsi czarodzieje życia.

Placki, które piekła babcia są teraz dla mnie symbolem tego szczęścia za darmo. Piekę je tak samo, jak ona, zbudowaliśmy nawet piec z kuchennym blatem, nie mam tylko dzieży, w której zagniatała ciasto. Przepis jest bardzo prosty. Zapraszam cię do czaru swojego dzieciństwa. Placki możesz upiec w piekarniku. Smak jest troszeczkę inny, ale tylko trochę.

Ananda

Ananda

Ananda z kolei w swoim pięknym blogu pisze o podobnych plackach, tylko że z mąki żytniej. Zajrzyj do niej:  www.wedyjskakuchnia.pl

 

 

 

 

Prozioki

ciasto na prozioki

1 kefir (250 – 300 ml) lub jogurt, kiedyś wykorzystałam też kwaśną śmietanę – rozbełtaj z 1 jajkiem i 1 płaską łyżeczką sody oczyszczonej i 2/3  łyżeczki soli. Teraz dodawaj mąki i mieszaj mątewką. Jak już nie dasz rady, to rękami. Ciasto powinno mieć konsystencję – powiedzmy ciasta na pierogi. Podziel kulę ciasta na 5-6 kawałków, każdy rozwałkuj i ułóż na  blasze do pieczenia. Wstaw do piekarnika. Piecze się szybko, około 20 minut. Jak zaczną się rumienić, to są dobre. Teraz najważniejsze – prozioki je się od razu, przecina gorące nożem i smaruje masłem. Masło topi się i wnika w strukturę ciasta. Możesz na nich ułożyć pomidory, posypać cebulką, szczypiorem. My jedliśmy właśnie w ten sposób, bo kwaśnego mleka, które serwowała nam babcia, a które kroiło się nożem – już nie ma.

prozioki z serkiem greckim

Do placków przygotowałam też masło ziołowe z zamrożonych ziół oraz serek z jogurtu greckiego – niezwykle delikatny. Wystarczy duży pojemnik jogurtu greckiego (tylko grecki!) wylać na sitko i ustawić je na misce. Serwatka odleje się, jogurt utworzy serek. Posyp go ulubionymi przyprawami.

Moja babcia była prostą kobietą, nie przytulała nas, nie mówiła o swojej miłości, ale ja wiedziałam, że mnie kocha. Gdy przyjeżdżałam do niej to robiła mi potrawy, które lubiłam jeść, a zrobienie ich nie było takie proste, wymagało np zebrania borówek w lesie lub kurek do sosu. Nigdy też nie sprzeciwiała się moim decyzjom, pytała tylko, czy dam radę, czy dobrze się czuję na nowych studiach… Niestety nie było na tyle rozwiniętej komunikacji, bym mogła do babci dzwonić i rozmawiać z nią. Czekała na mnie cały rok, bo przyjeżdżałam do niej tylko na wakacje, ale ona nigdy nie miała mi tego za złe, zawsze cieszyła się z mojej wizyty. Mojej babci już nie ma, ale pozostały wspomnienia o jej pięknej miłości do mnie i pytanie: Czy ja też tak potrafię kochać?

DSC_1182

  • Facebook

Jeśli podobał ci się artykuł, udostępnij go znajomym. Pomyśl też o darmowej prenumeracie; mój newsletter to szybki dostęp do nowych artykułów, przepisy tylko dla ciebie oraz sklepowe aktualności i promocje. Na subskrypcję możesz zapisać się tutaj . Dziękuję 💚

36 komentarzy

  • Odpowiedz 14 listopada, 2022

    Leszek Musiał

    Dobry wieczór. Ja na te placki czekam jakieś minimum 40 lat. Sam jestem już dziadkiem trójki małych łobuziaków ale wciąż mam w głowie czas dzieciństwa i wakacji spędzanych w latach ’70tych u mojej kochanej babci. Placki były pieczone na blacie pieca na tzw. blasze, później łamalismy je na kawałki i w sporej misie mieszane były z przygotowanym wcześniej zmielonym makiem i z lukrem i chyba troszkę miodu tam było . Do popicia mleko schłodzone w studni…Nazywaliśmy je macami łamańcami.

  • Odpowiedz 25 kwietnia, 2021

    Bogusław

    Tak, w moim dzieciństwie a było to dawno, dawno temu też pasło się krowy .Wieczorem musiało być wspólne ognisko. Nasza rodzina nie była za bogata to mieliśmy kozę.
    Pamiętam smak szarych klusek, my mówiliśmy na nie kudłate, które jedliśmy z kozim mlekiem.
    Inne danie to właśnie proziaki, u nas mówiono broziaki od brozy {soda} które były przyrządzane z makiem. Mak mieliło się kilkakrotnie ręczną maszynką i dodawało się posłodzonej wody.
    Jeszcze inne danie to barszcz nie zabielany na wodzie po kiszonych ogórkach.
    Często wracamy do wspomnień a czasami uda się powrócić do tych dań w rzeczywistości.
    Pozdrawiam autorkę bloga.

    • Dziękuję za piękne wspomnienia. Rzeczywiście smak odtwarzanych posiłków pozwala nam na ponowny kontakt z tym, co było. 🙂 Prozioki są mojej kuchni stałym elementem wzbudzania nostalgii.

  • Odpowiedz 21 grudnia, 2020

    Barbara

    U moich dziadków jadało się takie placki w inny sposób. Rwaliśmy je na małe kawałki i wrzucali do metalowej białej lub niebieskiej miski. Do tego dodawaliśmy trochę twarogu i kwaśną śmietanę. Sól i smacznego. Placki były białe lub żółte w zależności czy było w nich jajko. Jadłam je zawsze w Gorajcu koło Radecznica. Pychota. Boże, jak kiedyś było cudownie.

    • To prawda – biednie ale był w tym jakiś czar. Nazywam go czarem dzieciństwa. 🙂 Dziękuję za twój wpis i podzieleniem się sposobem spożywania tych placków.

  • Odpowiedz 1 grudnia, 2020

    Kasia

    Gdzie teraz można zjeść takie placki? Ma ktoś pomysł?

    • Można samemu sobie zrobić, w piekarniku też dobre wychodzą. 🙂

    • Odpowiedz 21 stycznia, 2023

      Ewa

      Takie placki można zjeść u Pani Marysi Sztuczka z Wierchomli (agroturystyka) pyszne domowe jedzenie- chleb, buleczki, dżemy, sery, pierogi,ciasto drożdżowe, chleb ze smalcem, boczek… polecam

  • Odpowiedz 8 września, 2020

    Marcin

    Dziękuję za podróż w czasie. Za chwilę spokojnego umysłu. Bez problemów życia dorosłego.
    Jestem już po 40 stce. Ale przez czas czytania byłem znów małym chłopcem. Zapisuję sobie na głównym ekranie link do strony.
    Dziękuję i pozdrawiam z łezką w oku.

    • Odpowiedz 23 września, 2020

      Małgorzata Kaczmarczyk

      Ja również dziękuję za małą nostalgię, którą odczułeś. To miłe czasami wrócić do tego, co przeminęło i jawi się w nas jako cos doskonałego. Jak wiemy, jest to iluzja, ale jakże ciepła dla duszy. 🙂

  • Odpowiedz 9 kwietnia, 2020

    Maria

    Oj dziewczyny – też się poryczałam, choć to ja powinnam być już babcią.. Pamiętam jednak swoje wyjazdy na wakacje do leśniczówki Florianka – na roztoczu – cudowny zapach chleba pieczonego na liściach kapusty w piecu chlebowym, a potem pieczone w tym piecu sodowiaki – w blachach – i kolacje przy lampie naftowej w ogromnej kuchni przy kuchennym stole. Babcia szykowała dla „łoszaków” mleko z wieczornego udoju, a wujek – leśniczy opowiadał cudowne historie o lesie i ich mieszkańcach. Za oknem cicho szumiał las, ogromny księżyc wisiał nad świerkami, w krzakach świeciły „wilcze oczy” – świetliki, którymi straszył nas wujek. W powietrzu krążyły nietoperze i lelki łapiąc nocne owady.
    Szkoda tego czasu, pełnego cudownych zapachów, zapomnianych smaków, ciepła i miłości dobrych ludzi, którzy mieli czas na wszystko i dla wszystkich…
    Nie znam jednak przepisu na „placek sodowy”. To co do tej pory wyczytałam – to były „placuszki”, a nie „ciasto” w blasze.

    • Maria, masz przepiękne wspomnienia. 🙂 Jak dobrze, że są z tobą cały czas. 🙂 Czasy, jakie nastąpiły są może mniej sprzyjające bliskości, ale też niosą dużo dobrego dla nas. 🙂 Przynajmniej tym się pocieszam myśląc o pobycie u babci kilkadziesiąt lat temu. 🙂

  • Odpowiedz 20 czerwca, 2017

    czupur

    Witam. Od dziesiątków lat „chodzą” za mną „placki z blachy na sodzie” – takie z dzieciństwa, jakie jadłem w domu mojego kolegi. Jego mama ( babcia Katarzyna, pani Wińczykowa – jak o niej mówiliśmy) była mistrzynią w ich wykonaniu , a one były rewelacyjne choć może ktoś powie ” takie zwyczajne”. Po 45 latach ( czyli w ostatnim tygodniu) nie dałem już rady i dotarłem do wnuczek babci Kasi i przez nie do jej córek. Tak mi się wydawało, że to musi być dobry trop i się nie pomyliłem. Napisały mi wszystko to czego się dowiedziały o tych plackach i okazało się, że ten przepis jest bardzo zbieżny z tym o którym Pani pisze. Dlaczego przez tyle lat nie wpadłem na to, aby poszukać w necie ? Teraz czytając Pani tekst wróciły wspomnienia z dzieciństwa, smak placków z blachy, ale też swojskiego chleba( wypiek babci Kasi) ze śmietaną od własnych krów i cukrem lub ze świeżo zebranym miodem i zimne mleko ze świeżego udoju schłodzone w studni na podwórzu, w bańce z szybką i kranikiem . Takiego chleba nie piecze już nikt, a jego skórka posypana przypieczoną mąką, chrupiąca- „pukała” i pachniała jak w bajce 🙂 Piękne czasy i piękne wspomnienia, smaki dzieciństwa – coś co już nie wróci, ale z pewnością też spróbuję upiec te placki. Mam nadzieję , ze nie sprofanuję tego co tak głęboko tkwi w mojej pamięci od dziesięcioleci. Dziękuję za ten piękny teks i za to, że wróciły tak miłe mi wspomnienia. Pozdrawiam

    • Ja dziękuję za twoje wspomnienia, też lubię wracać do tych ubogich czasów. Bańkę z mlekiem i kranikiem pamiętam, tylko że moja babcia spuszczała ją do studni na łańcuchu. Tam było najzimniej. Jedliśmy też chleb ze śmietaną i cukrem. Pozdrawiam ciepło, spróbuj przepisu, smak wróci, nie identyczny, ale podobny. 🙂 Warto dla tej chwili. 🙂

      • Odpowiedz 11 lipca, 2017

        czupur

        Witam. Teraz już nie odpuszczę i z pewnością wezmę się za te placki. Boję się tylko, żeby nie „popsuć” wspomnień. Mam jeszcze pytanie – czy jajko to obowiązkowy składnik przepisu na placki bo mam też wersję bez jajka? Czy znasz ( ośmielam się zwracać per TY bo widzę ,że działa w 2 strony 🙂 też przepisy na placek z kwiatami akacji oraz kwiaty białego bzu zapiekane w cieście? Chodzi mi o stare przepisy z czasów dawno minionych, jakie znały nasze Babcie? Sporo tych kwiatów w cieście – nie jestem jednak pszczołą, zwyczajnie – nic nie pachnie i nie smakuje tak wybornie jak smaki dzieciństwa. Pozdrawiam cieplutko i do miłego .

        • Spróbuj z jajkami i bez jajek, robi sie to szybko, więc nie ma problemu. Moja babcia zawsze robiła z jajkiem. Niestety na te pozostałe nie znam dawnych przepisów, ja osobiście robiłabym kwiaty w cieście bez jajek, mniej oblepiłoby kwiaty, jajka jednak powodują że ciasto jest gęściejsze.Ciasto zrobiłabym rzadkie, żeby bardziej czuć kwiaty niż ciasto, ale to i tak wypróbujesz pewnie dopiero w przyszłym roku. 😀 Na teraz polecam ci zapiekane liście szałwii, żywokostu i pokrzywy, właśnie w cieście naleśnikowym bez jajek albo tylko zwilżyć liście wodą i posypać mąką z sitka – z wierzchu – są wtedy bardziej chrupiące. 🙂 Smacznego.

  • Odpowiedz 20 stycznia, 2015

    Joanna

    Moja babcia nie piekła nam takich placków za to jesienią na blasze piekła nam szare renety. A poza tym czasem dawała się namówić na ukręcenie nam żółtka z cukrem. Najbardziej jednak pamiętam prawdziwą bułkę paryska (prawdziwą bo w tamtych czasach pieczywo w sklepie było prawdziwe) pokrojoną wprost do ciepłego mleka. A u drugiej babci, u której bywaliśmy prawie wyłącznie w wakacje w sezonie zbioru truskawek (trzeba było pomóc i wszyscy się zjeżdżali) wszystko było z truskawkami. Makaron z truskawkami, chleb z truskawkami, naleśniki smażone przez wujka na dwie patelnie, a jakże z truskawkami.

  • Odpowiedz 19 stycznia, 2015

    chagatka

    Cudny tekst Małgosiu! „Dzieci – najlepsi czarodzieje życia” to motto na ten tydzień a może i na miesiąc. Jak niewiele potrzeba do szczęścia i na dodatek wszystko co najważniejsze mamy w życiu za darmo. Piękny, wzruszający tekst! DZIĘKUJĘ!

  • Odpowiedz 19 stycznia, 2015

    Afterkorpo

    Zadziwiające jak zwykły przepis na prozioki (u mnie też proziaki) przywołał cudowne wspomnienia z dzieciństwa. Pierwsze zdjęcie spowodowało ścisk w żołądku spowodowany wspomnieniami 🙂

    • Będziemy jeszcze wracać do tych wspomnień. 😉 Planujemy razem z koleżanką zrobić plenerową podróż sentymentalną. 🙂 A piec – to moje spełnienie marzenia. 🙂

  • A moja robiła mi jajka na blasze i takie inne placki, muszę o nich napisać! A raczej muszę sobie zrobić, bo po dziś dzień mamy taki piec, nawet też jest biały tak jak Twój 🙂

    • Koniecznie napisz i podeślij przepis w linku, w komentarzu. Cieszęsię, że też masz taki piec. Jest wspaniały, prawda? Jajka na blasze – tego nie znam…

      • Obiecuję napisać post o plackach różnych, i dam znać 🙂 A jajka – po prostu sadzone, tylko bez tłuszczu, bezpośrednio na blachę. Bez tej wstrętnej skorupki. Trzeba umieć wyczuć temperaturę i miejsce odpowiednie gdzie to jajko wbić. Czyli trzeba świetnie znać swój piec. Odkąd zburzyliśmy stary rozlatujący się i zbudowaliśmy nowy, układ sił się pozmieniał, i najlepsze miejsce do smażenia jajek wypadało na styku dwóch blach – odpada. Od lat nie jadłam takiego jajka… W sumie może spróbuję jeszcze raz, bo niedawno wymienialiśmy podkowę do grzania wody i znów się pozmieniało, trzeba wypróbować.

  • Odpowiedz 18 stycznia, 2015

    Ananda

    Małgosiu, coś ty zrobiłaś?…. zamiast tego, żeby coś napisać, siedzę i płaczę. Czuje siebie tak, jakbym była z Tobą u twojej Babci. Dziękuję Ci za te niesamowite wspomnienia, za możliwość zatrzymania czasu i spojrzenia gdzieś głębiej…

    • Ananda, babcie są z nami przez nasze myśli o nich – popatrz, jak łatwo przedostajemy się do nich i ich ciepłej energii pełnej miłości i dobra. 🙂

      • Odpowiedz 22 stycznia, 2015

        Kasia

        Ja tez sie rozplakalam, niech was szyje i pruje!

  • Odpowiedz 18 stycznia, 2015

    Olga Ruta

    No i się uryczałam… Moje Babcie też w Niebie, pewnie Babcia Basia dzierga ślczny sweterek, a Babcia Monika robi przepierkę aniołom… Jak byłam chora, to kręciła mi kogel-mogel w ulubionym szczerbatym kubeczku. Ręka i łyżeczka śmigały jak u helikoptera… Dziś bardzo by mi się to zaczarowane lekarstwo przydało.

    • Moja też mi robiła kogel mogel – z najświeższych jajek. Doiła mi też mleko do kubka, z pianką. 🙂

Zostaw odpowiedź Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Skomentuj Koronkowa Komandoska ;-) Anuluj pisanie odpowiedzi